wtorek, 1 grudnia 2009

O słuchaniu nauk w konfesjonale

Trochę obawiam się zamieszczenie tej myśli, ale ważna ona i dlatego zaryzykuję.
Na początek taka przypowieść. Zmyślona, ale przekazująca istotę.
Siedzę sobie w konfesjonale, przychodzi penitent/penitentka, wyznaje szczerze swoje grzechy, żałuje za nie... i tu zaczyna się moja rola... NAUKA DLA PENITENTA.
Często penitent ów, klęcząc, przykładnie słucha moich wypocin (efektu mizernej współpracy z Duchem Świętym), co raz potakuje, nawet mówi: "tak, tak", "dobrze". Aż tu zaśwituje mi w głowie chęć dialogu (uwierz Drogi Czytelniku, dla księdza nie łatwe to zadanie). I tu zaczyna się katastrofa, po pierwszym pytaniu już wiem że mój penitent kompletnie mnie nie słuchał. Pytanie ratunkowe, próba nawiązania kontaktu... NIC. Klapa... Poddaję się więc zadaję pokutę, w nadziei, że potwierdzenie po jej otrzymaniu oznacza zrozumienie i akceptację... a potem burza myśli w głowie: "To może się nie starać. Może lepiej postukać jak dzięcioł, odklepać to siedzenie w konfesjonale, żeby tylko było, żeby kolejka się skróciła szybko.
Może powiesz Drogi Czytelniku, Czytelniczko. Słuchasz TY nauki spowiednika? A jeżeli tak ile z tego zapamiętujesz? stosujesz zasłyszane porady w swoim życiu. Czy kiedykolwiek zaskoczyła Cię usłyszana nauka. Poraziła pozytywnie?
Tylko błagam bez Gorzkich Żali. Użyjmy tego miejsca, jako forum do doskonalenia przezywania sakramentu pokuty. Bo ja ksiądz, przezywam go razem z Tobą, chociaż po drugiej stronie kratki.
x. mat

14 komentarzy:

  1. Gorzkie Żale to w Wielkim Poście, drogi Księże :-)No cóż, mogę tylko napisać, że mam podobne odczucia. Nieraz czekałam na jakieś słowo zachęty, żeby może podać szerszy kontekst tego czy innego zaniedbania, że może zapyta, zainteresuje się, po ludzku poradzi, ale zazwyczaj nic ponad "naukę" i pokutę. Chyba wszyscy tkwimy w schematach i trudno nam poza nie wyjść. Rozumiem to. teresa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że wszystko zależy od nastawienia. Słucham tego, co mówi ksiądz przy spowiedzi, bo wg mnie przyjście do konfesjonału tylko i wyłącznie po to, by uzyskać rozgrzeszenie nic przy tym nie starając się zmienić ma tyle sensu (przepraszam za banalne porównanie), ile odsysanie tłuszczu bez zmiany diety/stylu życia. Człowiek przez parę tygodni będzie szczuplejszy, ale na dłuższą metę to nie pomoże, bo dotychczasowy styl życia spowoduje szybki powrót do wyglądu/wagi sprzed zabiegu.

    Jeden z moich spowiedników (brzmi, jakbym zmieniała ich jak rękawiczki, ale to wcale nie tak ;)) przy każdej spowiedzi pytał, nad którym z wymienionych grzechów/potknięć/słabości chcę popracować. I przy następnej zawsze padało pytanie, czy coś się w tym względzie zmieniło.

    Nawiązując do posta, to nie jest zawsze tak, że ksiądz się stara jak może, a penitent jest be i za nic sobie ma to, co usłyszy w konfesjonale. Czasami jest odwrotnie i budzi to może nawet większą frustrację: czasami spowiadać się jest łatwiej, czasami trudniej. I gdy mam jedną z trudniejszych spowiedzi, gdy wypowiadywane grzechy grzęzną w gardle, a potem słyszę coś w stylu: każdy grzech, jaki popełniasz rani ciebie i drugiego człowieka. Za pokutę odmów..." to, delikatnie ujmując, różne myśli przechodzą przez głowę ;) Ale mam też świadomość, że to pewnie dlatego, że są ludzie, którym taka spowiedź wystarcza. Mało tego, są nawet wdzięczni, że tak krótko, bo przecież jeszcze tyle rzeczy do załatwienia...

    Co mnie kiedyś zaskoczyło przy spowiedzi? Uświadomienie, że nie ma takiego zła, z którego Bóg nie potrafił by wyprowadzić czegoś dobrego.

    Reasumując: słuchanie spowiednika nie jest wcale takim głupim pomysłem, bo on widzi obiektywnie (na tyle, na ile mu na to pozwolimy) sprawy, o których nikomu innemu nie mówimy. I przeważnie nie my pierwsi i nie ostatni popełniamy ten konkretny grzech, więc spowiednik (za natchnieniem Ducha Świętego oczywiście ;)) może nam niekiedy pokazać jak z niego wyjść.
    pozdrawiam :)
    k.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z tym, że prowadzenie dialogu podczas spowiedzi jest trudną sprawą dla obu stron. Czasami to ksiądz powinien wyjść pierwszy z taką inicjatywą, a czasami sam penitent czuje taką potrzebę i jako pierwszy nawiązuje rozmowę. Wszystko zależy od tego kto jest po obu stronach kratki. Osobiście jest mi bardzo trudo rozpocząć rozmowę z księdzem i zazwyczaj moja spowiedź kończy się na tym, że po wysłuchaniu go odchodzę. Nie czuje sie w pełniu usatysfakcjonowana, ale nie obwiniam za to tylko spowiednika uważma, że sama też jestem temu winna. Aczkolwiek nie potrafię tego zmienić bo nie mam na tyle odwagi, aby jako pierwsza nawiązać dialog z księdzem. Dlatego sądzę, że spowiednicy powinni próbować rozmawiać z petentami bo w nie każdym przypadku może okazać się to klapą. m.m.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczne od pytania -a dlaczego bez "gorzkich zali"? czy o przykrych doswiadczeniach zwiazanych ze spowiedzia lepiej nie mowic? czyzby ksiadz nie mial takich doswiadczen? a moze tylko penitenci je maja? zadnych skrajnych emocji? gorzkich wspomnien?
    Nie,ja osobiscie nie mam takich doswiadczen:) Wrecz przeciwnie,znalazloby sie kilka bardzo pozytywnych.Zaznacze,ze jestem osoba rzadziej,niz czesciej korzystajaca z tego sakramentu.Rzadziej nie znaczy "przynajmniej raz w roku...",a czesciej - 9 pierwszych piatkow "zaliczylam" po I Komunii.
    Uwazam,ze po obu stronach kratki musza byc checi do rozmowy.Pytanie tylko kto wyjdzie z inicjatywa.Zmeczony,w zlym nastroju ksiadz nie bedzie ciekawym rozmowca.Nic tak nie odstrasza jak smuty nie na temat.Penitent,ktory po pracy podjechal zaliczyc przedswiateczna spowiedz,chyba nie bedzie uwaznym sluchaczem.
    Mysle,ze kazda spowiedz jest inna,powod tej spowiedzi,nasze oczekiwania i checi,oraz ksiadz,ktory zasiadl w konfesjonale w takim,czy innym nastroju...
    Tylko raz udalo mi sie trafic na spowiednika,ktoremu podziekowalam odchodzac.
    Zostalo kilka dni do swiat,ucieszyl mnie widok duzej ilosci ekstra dostawionych konfesjonalow,wybralam kolejke i...ja to mam pecha,ta akurat idzie najwolniej,kurcze jakis nadgorliwy tam siedzi,nie widzi,ze tyle ludzi.W koncu moja kolej.Troche rozdrazniona tym oczekiwaniem,zmeczona,bo to juz godz.21,wyklepalam z pamieci i czekam...Zaczal tradycyjnie,czyli nic ciekawego,a w pewnym momencie slysze - "jest taki cytat z Kubusia Puchatka"...i gonitwa mysli jakiego Puchatka? nie poznal po glosie,ze nie jestem dzieckiem? I wtedy dokonczyl -"Panie Boze spraw,zeby mi sie tak chcialo,jak mi sie nie chce".To do mojego lenistwa bylo,ale rozesmialam sie.Podziekowalam mu za to,ze w zupelnie inny sposob moglam przezyc ten sakrament niz poczatkowo planowalam.Zycze spowiednikom odwagi w lamaniu twardych regul,a sobie zycze,abym trafiala tylko na takich kreatywnych spowiednikow:)pozdrawiam,E.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet ksiądz, który nie jest wielkim mówcą, ma moc odpuszczania grzechów w imieniu samego Boga. Jego zdolności retoryczne nie mają z tym nic wspólnego. Oczywiście - nie należy tolerować dziadostwa w wykonaniu księży. My mamy jednak przede wszystkim zadbać o swoje przygotowanie, rzetelność rachunku sumienia, szczery żal itd. E., piszesz "tylko raz udalo mi sie trafic na spowiednika,ktoremu podziekowalam odchodzac". Myślę, że my przede wszystkim powinniśmy dziękować Bogu za łaskę spowiedzi. Myślę też, że nieodłączną częścią naszej spowiedzi powinna być modlitwa za naszego spowiednika. On też potrzebuje naszej modlitwy, aby udźwignąć tą ogromną odpowiedzialność jaka na nim spoczywa. Życzę wytrwałości i częstszego korzystania z sakramentu pokuty niż raz/dwa razy w roku. To nie okresowa wizyta u fryzjera, tu chodzi o nasze życie. M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiadajac M.- zaczne od tego,ze kolejny raz przeczytalam “O sluchaniu nauk w konfesjonale”. Caly temat jest dla mnie w prosty sposob przedstawiony przez samego ksiedza,jest interesujacy,moze nawet zabawny.Jak mniemam autor chce trafic do czytelnika i zachecic do dyskusji bez tych wszystkich teologicznych glebi.Czyz nie chodzilo tylko o podanie konkretnego przykladu? Czyzbym byla niepotrzebnie szczera piszac o czestotliwosci moich spowiedzi…jesli zabrzmialo to tak,jakbym sie tym chwalila,to M. - nie takie byly moje intencje,ale upomnienie?rade? przyjmuje,a porownanie wg mnie nie trafione.Wizyty u fryzjera sa raczej planowane i dosc regularne.
    Tak,oczywiscie Bogu nalezy podziekowac za laske spowiedzi.A ksiedzu na koniec”Bog zaplac”?To mowimy wszyscy zawsze.A ja wlasnie ten jeden raz chcialam powiedziec cos wiecej i pamietam,ze i On sie wtedy rozesmial.Moze pomyslal sobie potem,ze jednak warto sie starac,a nie tylko byc,jak to powiedzia x.mat “stukajacym dzieciolem”. Zadne wyszukane slowa,tylko jedno zdanie,ktore wg mnie nie wymaga zdolnosci retorycznych.Nikt chyba nie oczekuje trudnych do zrozumienia nauk.Jaki sens cos cytowac,skoro i tak to nie zostanie (w wiekszosci)zrozumiane i zapamietane. Jak juz pisalam,uwazam,ze kazda spowiedz jest inna,bo nawet wiek osoby spowiadajacej sie ma znaczenie.Trudno mi sobie wyobrazic ksiadza,ktory cytuje Puchatka mojej babci.
    I tak na koniec,oczywiscie bardzo wazna jest modlitwa za wszystkich spowiednikow,bo na pewno “Ciezko cierpiec za grzechy innych i nie moc odmowic słuchania i dzwigania ich” pozdrawiam,E.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się, że nauka powinna być "dobrana" do wieku, stanu, płci i innych cech penitenta. Tu właściwie to nie ma między nami sporu. Jeżeli jednak ktoś (nie chodzi mi w tym momencie o Ciebie, Droga E.) mówi, że przystępuje do spowiedzi tylko na Święta, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to jest zaplanowane i regularne. Stą to porównanie do fryzjera. Pozdrawiam serdecznie! M.

    OdpowiedzUsuń
  8. Odpowiadając :
    Czytając " O słuchaniu nauk w konfesjonale " przypomniała mi się zasłyszana kiedyś przypowiastka... Było to mniej więcej tak :
    Pewnej niedzieli, młoda kobieta przygotowywała wspólny obiad. Gdy myła sałatę, nagle mąż zapytał ją, czy pamięta o czym była dziś ewangelia i na jaki temat w ogóle mówił ksiądz. Na to ona odpowiedziała, że już nie pamięta. Mąż gdy to usłyszał, zapytał ją, po co w takim razie chodzi do kościoła, jeśli i tak zaraz zapomina o czym była nauka. Żona powiedziała mu, by spojrzał na sałatę. Woda która myła warzywo, nie znajdzie się na talerzu, a przecież sałata będzie czysta.
    Myślę że w wysłuchiwaniu nauki w konfesjonale, nie chodzi o dokładne jej zapamiętanie, lecz o to, byś my w jakiś sposób nauczyli się zmienić tok myślenia. Gdyby ktoś zapytał mnie, dwa czy trzy dni po spowiedzi o czym mówił mój spowiednik, chyba nie byłabym w stanie odpowiedzieć. Ale wiem, że dzięki spowiedzi na wiele rzeczy jestem w stanie spojrzeć pod innym kątem. Dodam, że przed spowiedzią niemal zawsze się boje. Nie jestem w stanie powiedzieć do końca czego, po prostu tak jest. Ostatnio, może nie tyle nauka, lecz samo podejście spowiednika mnie mile zaskoczyło i mam nadzieję że zawsze trafię na takiego spowiednika.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Dwa razy w roku lub dwa razy miesiacu, zaplanowane i regularne,tak,ale…:)co jesli jest ktos,kogo mozna spotkac czesciej u fryzjera niz przy konfesjonale,czy wtedy to porownanie jest trafne?
    Tak wiec M.,coby nas x.mat nie upomnial za odbieganie od tematu,proponuje isc na kompromis i zakonczyc stwierdzeniem, ze "przynajmniej raz w roku spowiadac sie" to zdecydowanie za malo.
    Pojawiaja sie nowe watki na blogu,wiec moze jeszcze kiedys bedziemy mogli polemizowac razem.Roznica zdan zmusza do myslenia,a broniac swoich pogladow rowniez mozna sie czegos nauczyc,spojrzec na problem czyimis oczami.Bede zagladac,pozdrawiam,E.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyznam sie że u mnie kwestia dialogu pomiędzy mna a spowiednikiem zmieniała sie wraz z wiekiem. Obecnie wole jak ksiadz podczas spowiedzi zacznie ze mna rozmowe - ale niestety bardzo rzadko tak jest.Przeważnie usłysze : zbliżają sie świeta droga siostro popraw sie żałuj za grzechy a jako pokute odpraw sobie ... Taka spowiedz trwa 3 minuty a ja z niej wychodze z jakas watpliwoscia czy ja w ogóle byłam do spowiedzi? Pewnie powie ksiadz ze to ja mogłam zapytac itp ale ja np wyczuwam ze ksiadz który mnie spowiada nie ma ochoty w ogole o cokolwiek zapytać to sie naprawde wyczuwa. Spowiedż z dialogiem jest bardziej owocna .Uważam ze chyba najlepiej miec tzw stałego spowiednika - sama go wciąż szukam :)Takiego ksiedza z którym mogłabym sie umówić na spowiedz , z takim z którym mogłabym porozmawiac jak mam tzw
    " doła" życiowego jak mam jakieś pytania i wątpliwości.Mam nadzieje ze w końcu go znajde ze bedzie to ksiadz który bedzie chciał mnie wysłuchać i będzie starał sie pokazac mi że skręcilam o 90 stopni w bok i że droga która ide nie prowadzi mnie Do Nieba. Ja po prostu tak jak każdy człowiek mam tzw chwile zwatpienia. Gdzie jesteś spowiedniku- rozmówco gdzie?

    OdpowiedzUsuń
  11. Pyta ksiądz czy coś mnie poraziło przy spowiedzi. Oczywiście :)Myślę, że zawsze będę pamiętać spowiedź w której usłyszałam najpiękniejsze słowa miłości. Miłości Jezusa do mnie. Zawsze będę pamiętać księdza który był pośrednikiem tej naszej rozmowy i który te słowa mi przekazał. Bardzo poruszyło mnie świedectwo życia tego księdza. Jego wielka miłość do Boga i to że chciał podzielić się tym ze mną właśnie w konfesjonale. Poruszyło mnie jego świadectwo...świadectwo człowieka który przeżywał trudności ale który jest przekonany o Bożej miłośći i chce głosić tę miłość innym. Po raz pierwszy i do tej pory jedyny kapłan w konfesjonale był nie tylko pośrednikiem ale też zwykłym człowiekiem i zamiast pouczać mnie dał świadectwo swojego życia, swojej miłości do Chrystusa. To spowiedź która bardzo wiele zmieniła w moim życiu. Dziękuję Bogu za to że są tacy cudowni ludzie, wspaniali księża którzy żyją miłością do Jezusa.
    P.S. Bardzo dziękuję za ten blog.

    OdpowiedzUsuń
  12. Moje doświadczenia z nauk "konfesjonalnych" są takie: Z reguły spowiednik "przyczepia się" do jednego grzechu, mam przy tym wrażenie, że wybiera taki " bezpieczny", na którego temat naukę wygłasza. Nie daje czasu na zadanie pytania, na prośbę o poradę. Często po takiej spowiedzi mam uczucie niedokończonej sprawy. Rozumiem, że ciężko z równym zaangażowaniem powiedzieć coś do każdego spowiadającego się, ale chyba pójście na sztampowe nauki też nie jest właściwe. Chociaż nie ukrywam, że wielu ludzi woli bardziej te "ogólne" nauki i spokój, że zaliczone, niż podpytywanie i chęć nawiązania rozmowy przez Księdza, co po drugiej stronie kratki sprawia wrażenie zbytniej ciekawości i wchodzenia w prywatność. Drugie moje doświadczenie: zrugał mnie spowiednik tak, że przez długi czas ciężko było znaleźć powrotną drogę do konfesjonału... I żal był, i poczucie niesprawiedliwości i złość na spowiednika, i refleksje, a jakże... No, różnie jest. Na koniec chcę opisać zdarzenie, które rozbawiło mnie, mimo sytuacji wielce niezręcznej. Lat temu z dziesięć, przy okazji mojego pomieszkiwania w Tarnowie, trafiło mi się spowiadać u Was. Pod chórem siedział w konfesjonale Ksiądz, w kościele trwała msza, klęczało mi się pod kratą tak sobie, ciężko dość szło, a tu nagle spowiednik ów wychyla się ze środka i, przy nagle spotęgowanej ciszy, głosnym szeptem do mnie woła: " A poprawisz Ty się?" Miny ludzi wokół bezcenne, moja chyba również:) I do dziś czasem nawet staram się na to pytanie twierdząco odpowiadać:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Może miałam przysłowiowego "pecha" co do spowiednika, ale (mam na myśli swojego proboszcza), który traktuje spowiadających się bardzo przedmiotowo, tzn. przygotowuje sobie jedną naukę dla wszystkich. A to do mnie zupełnie nie trafia czasem czułam się jak kolejny "numerek" bezimienny. Nie daje możliwości zadawania pytań, a często zaczyna udzielać rozgrzeszenia jeszcze w trakcie wymieniania grzechów. jak dla mnie taka spowiedź nie ma sensu.
    A co do prowadzenia dialogów to moje zdanie jest takie że penitent powinien mieć możliwość rozmowy, zadawania pytań, jednakże dla wielu ludzi to bardzo trudne i krępujące więc księża powinni pomagać otworzyć się człowiekowi, wg. mnie zaufanie to podstawa jeśli nie ufam kapłanowi to ciężko o szczerą spowiedź ( mimo, że gdzieś tam w podświadomości wiem, że kapłana obowiązuje tajemnica spowiedzi)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze przygotowana spowiedź przez penitenta zawsze ma sens.
      Nie jestem zwolennikiem gadulstwa przy konfesjonale, ale pytania i rozwiązywanie ewentualnych wątpliwości jest jak najbardziej na miejscu, i jest jak najbardziej potrzebne.
      W nieco nowszych postach pisałem trochę o kierownictwie duchowym, myślę że tam znajduje się bardzo obszerne dopowiedzenie do powyższego komentarza.

      Proszę się nie zniechęcać.

      Usuń