poniedziałek, 31 października 2011

czwartek, 27 października 2011

Trudne pytania

W dyskusji z moimi uczniami wypłynął niedawno temat "ciekawskich księży", tzn. takich, którzy w konfesjonale zadają wiele pytań. Moi rozmówcy stwierdzili, że już sama myśl o spowiedzi, w której ksiądz będzie pytał o to, czy o tamto jest stresująca i skutecznie zniechęca do Sakramentu Pokuty. O co więc pyta ksiądz? 1. Powinien zapytać o okoliczności grzechów ciężkich, gdyby takie nie zostały wyznane. 2. Może zapytać o status spowiadającego się. (Czy jest samotny, czy żonaty, ile ma lat, etc., gdyż to pomaga dostosować naukę, czy pokutę) 3. Może wreszcie wprost zapytać o jakieś grzechy, gdyby miał jakieś wątpliwości co do szczerości penitenta (np. gdy ktoś przy spowiedzi z kilku lat mówi tylko, że nie odmawiał paciorka - chociaż oczywiście może mieć do czynienia ze świętym). To tylko niektóre sugestie. Myślę, że najlepszym sposobem uniknięcia trudnych pytań w czasie spowiedzi jest dobry rachunek sumienia. Tzn. taki, który, jak naucza KKK, w przypadku grzechów ciężkich pozawala określić ilość, lub częstotliwość ich popełnienia, a także istotne okoliczności - bo często okoliczności zmniejszają, albo zwiększają ciężar grzechu. Klasycznym przykładem jest osoba, która spowiada się z kradzieży łańcucha, nie wyznając przy tym, że do łańcucha była przywiązana krowa ;) A jakie doświadczenia w tej kwestii mają czytelnicy? Zapraszam do dyskusji.

wtorek, 25 października 2011

Przecież to nic nie da

Wiele razy zastanawiamy się nad sensem kolejnej spowiedzi. Przecież na dobrą sprawę, pewne grzechy się powtarzają i gdyby tak zrobić globalny rachunek sumienia, do większości z nich powracamy. Czy zatem ma sens ponowna spowiedź? Skoro tak niewiele się zmienia, to po co zawracać Panu Bogu głowę tymi samymi występkami? Bardzo często dwa powyższe pytania skutecznie zniechęcają nas do ponownego podejścia do konfesjonału. Tymczasem księża z ambony grzmią o konieczności częstej spowiedzi, o jej regularności, etc. etc. Myślę, że problem nie leży w braku poprawy, tylko bardziej w braku wiary w skuteczność działania Boga w naszym życiu! Przecież tak do końca, to nie my mamy zmienić się poprzez spowiedź, ale to działający w spowiedzi Bóg ma zmieniać nas. Tak często w codziennym życiu decydujemy się przeprosić kogoś za nasze błędne i nierozsądne działania, nawet wtedy gdy nie jesteśmy pewni, czy będziemy w stanie rzeczywiście zmienić swoje postępowanie względem tej osoby. Podejmujemy jednak trudną drogę pojednania, przeprosin czy zgody, po to, aby uzdrowić relacje, poprawić stosunki, przywrócić pokój i tu właśnie kryje się niezwykłe działanie Sakramentu Pokuty. Przychodzę doń, aby naprawić relację z moim Bogiem. To pierwszy krok, chyba najtrudniejszy. Ale oczywiście nie jedyny. Pojawia się pytanie o optymalną częstotliwość spowiedzi. A więc: raz do roku (jak nakazuje katechizm?), raz na kwartał (jak to jest w zwyczaju np. na Śląsku?), raz na miesiąc (jak zachęcają objawienia św. Małgorzaty Marii Alacoque?), a może co dwa tygodnie, lub nawet co tydzień? Jednoznacznej odpowiedzi udzielić nie można. Z pewnością należy się wyspowiadać i jako obowiązek podaje to KKK, zawsze wtedy, gdy sumienie obarcza grzech ciężki. W przypadku grzechów powszednich spowiedź nie jest konieczna, ale zalecana. Wynika zatem, że żadne ustalenia dotyczące częstotliwości są tutaj niewystarczające. Katolik, to człowiek, który usiłuje nieustannie żyć w łasce uświęcającej - cały czas, bez wyjątku. Piękne, prawda? Zapraszam do dyskusji o swoich doświadczeniach w tej kwestii.

niedziela, 23 października 2011

Żadnej rzeczy 10/10

Jedno z trudniejszych przykazań do przyjęcia. Dla przeciwników, główny argument wynika, z nieco "sztucznego" wyodrębnienia tego przykazania z ostatniej frazy Dekalogu, dla innych z trudności w codziennym, praktycznym jego przestrzeganiu. Zainteresowanych historią nadania kształtu Dekalogowi w Kościele Katolickim odsyłam do innych publikacji, natomiast w tym krótkim wpisie, skoncentruję się na praktyce życia. Inspiracją w lepszym zrozumieniu tego przepisu mogą być dzisiejsze czytania liturgiczne (XXX Niedzieli Zwykłej). Mocne słowa Jezusa, że największym przykazaniem jest miłość Boga i bliźniego, równa miłości samego siebie, pokazują podstawową zasadę postępowania chrześcijanina. Tak jak samego siebie... słowa dobitne... Piękne, gdy szanuję siebie, swoje zdrowie, doceniam swój wygląd, akceptuję swoje zdolności i talenty, ale trudne gdy widzę w sobie braki, niedoskonałości, a może wręcz nienawidzę siebie. Wtedy jakby naturalną postawą wobec Boga i człowieka jest zazdrość, brak akceptacji, zrozumienia, niechęć wreszcie utrwalana nienawiść. "Rzeczą" stają się wtedy nie tylko dobra materialne, ale nawet zdolności intelektualne, czy fizjognomia moich barci i sióstr. A Ciebie co najbardziej "kłuje" w innych?