wtorek, 25 października 2011

Przecież to nic nie da

Wiele razy zastanawiamy się nad sensem kolejnej spowiedzi. Przecież na dobrą sprawę, pewne grzechy się powtarzają i gdyby tak zrobić globalny rachunek sumienia, do większości z nich powracamy. Czy zatem ma sens ponowna spowiedź? Skoro tak niewiele się zmienia, to po co zawracać Panu Bogu głowę tymi samymi występkami? Bardzo często dwa powyższe pytania skutecznie zniechęcają nas do ponownego podejścia do konfesjonału. Tymczasem księża z ambony grzmią o konieczności częstej spowiedzi, o jej regularności, etc. etc. Myślę, że problem nie leży w braku poprawy, tylko bardziej w braku wiary w skuteczność działania Boga w naszym życiu! Przecież tak do końca, to nie my mamy zmienić się poprzez spowiedź, ale to działający w spowiedzi Bóg ma zmieniać nas. Tak często w codziennym życiu decydujemy się przeprosić kogoś za nasze błędne i nierozsądne działania, nawet wtedy gdy nie jesteśmy pewni, czy będziemy w stanie rzeczywiście zmienić swoje postępowanie względem tej osoby. Podejmujemy jednak trudną drogę pojednania, przeprosin czy zgody, po to, aby uzdrowić relacje, poprawić stosunki, przywrócić pokój i tu właśnie kryje się niezwykłe działanie Sakramentu Pokuty. Przychodzę doń, aby naprawić relację z moim Bogiem. To pierwszy krok, chyba najtrudniejszy. Ale oczywiście nie jedyny. Pojawia się pytanie o optymalną częstotliwość spowiedzi. A więc: raz do roku (jak nakazuje katechizm?), raz na kwartał (jak to jest w zwyczaju np. na Śląsku?), raz na miesiąc (jak zachęcają objawienia św. Małgorzaty Marii Alacoque?), a może co dwa tygodnie, lub nawet co tydzień? Jednoznacznej odpowiedzi udzielić nie można. Z pewnością należy się wyspowiadać i jako obowiązek podaje to KKK, zawsze wtedy, gdy sumienie obarcza grzech ciężki. W przypadku grzechów powszednich spowiedź nie jest konieczna, ale zalecana. Wynika zatem, że żadne ustalenia dotyczące częstotliwości są tutaj niewystarczające. Katolik, to człowiek, który usiłuje nieustannie żyć w łasce uświęcającej - cały czas, bez wyjątku. Piękne, prawda? Zapraszam do dyskusji o swoich doświadczeniach w tej kwestii.

4 komentarze:

  1. Pisze ksiądz: ”Katolik, to człowiek, który usiłuje nieustannie żyć w łasce uświęcającej - cały czas, bez wyjątku. Piękne, prawda?”. Zgadza się piękne … ale nie do końca możliwe do zrealizowania. Zresztą im więcej myślę na ten temat tym stwierdzam że częste spowiadanie się „zatraca się „ , może końcu „znudzić się” bo ileż można spowiadać się z tego samego?
    Pewnie ksiądz odpowie że w życie chrześcijanina wpisany jest krzyż, jego dźwiganie czyli również to tzw znudzenie … Tylko dlaczego jest to tak cholernie ciężkie i czemu w tym momencie jak jest mi ciężko, nie czuję tej pomocy z Góry, od Pana Boga? Jakiegoś znaku nie wiem jakiegoś „kopniaka” żeby mieć siłe do dalszej drogi itp.? I na pewno kolejna spowiedz nie będzie ratunkiem – bo przecież te same grzechy i znowu od nowa dalej to samo. Po prostu brakuje sił.i powstaje tzw znużenie bo znowu to samo .

    Owszem spowiedź to spotkanie z miłosiernym Panem w obliczu moich słabości , Tylko że spotkac miłosiernego Pana można na co dzień , w różnych sytuacjach , chociażby w uczynkach co do drugiej osoby , w pomocy osobie potrzebującej , w dobrym słowie w miłym geście itp. Pan Bóg wie wszystko , więc czy spowiedź częsta jest aż tak potrzebna? Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu że nie jest potrzebna, że liczy się to jaka jestem na co dzien w stosunku do innych i nie ważne czy jestem w stanie łaski uświęcającej czy nie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic bardziej błędnego. Świętość Katolika to nie tylko filantropia. Sakramenty to sposób w jaki Bóg uświęca człowieka i głównym zadaniem jest właśnie kontynuowanie dzieła uświęcania zapoczątkowane na chrzcie świętym, a tak brutalnie przerwane przez grzech ciężki.
    Trzeba koniecznie zobaczyć w Sakramencie pokuty kontynuację Chrztu. Wtedy powtarzana spowiedź, pomimo braku efektów i realnej zmiany ma sens.
    Bo w spowiedzi najbardziej liczy się otwarcie człowieka na działanie Boga, jeszcze większe poddanie się Jego łasce, a nie samodoskonalenie.
    Mam nadzieję, że nie zamieszałem za bardzo, gdyż trudno mi ująć w słowa, to o czym myślę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bycie w stanie łaski uświęcającej jest właśnie NIEZWYKLE ważne (to odnośnie ostatniego zdania z pierwszego komentarza pod tym tekstem). Skoro jesteśmy katolikami, to wierzymy zarówno w niebo, jak i piekło. Utrata łaski uświęcającej poprzez popełnienie grzechu ciężkiego to narażanie się na realne ryzyko wylądowania w piekle. Jasne, Pan Bóg nas kocha i jest miłością, nikt też nigdy nie udowodnił, że w piekle jest chociażby jedna dusza. Ale nikt też temu nie zaprzeczył. Jeśli Pismo Święte traktujemy jako słowo samego Boga do nas, to warto piekło potraktować poważnie.
    Czy przychodzenie do spowiedzi cały czas z tym samym i brak poprawy z naszej strony, jakaś taka stagnacja i miałkość (to jest tylko nasze subiektywne odczucie!) ma sens? Odpowiem za siebie - tak, ma sens. Nawet, jeśli wszystko we mnie krzyczy, że nie mam ochoty iść do spowiedzi, bo to nic nie daje i tak warto pójść i z pokorą powiedzieć po raz tysięczny to samo. Panu Bogu wysłuchiwanie tego naprawdę się nie nudzi. Może mam szczęście, ale mam spowiednika, który jednocześnie jest człowiekiem wielkiej wiary. I praktycznie za każdym razem doświadczam tego, że łaska sakramentu jest niewyobrażanie wielka, OGROMNA! Nieraz wystarczą dwa słowa, jedno pozornie banalne zdanie i zaraz rozgrzeszenie, a w duszy wybrzmiewa to jak niekończący się poemat, gdzie Bóg mówi bezustannie "pamiętaj, że cię kocham i to, że upadasz nie jest dla mnie problemem. Tylko wracaj za każdym razem". To, że nie widzimy sensu przychodzenia do spowiedzi cały czas z tym samym, to jest tylko i wyłącznie nasz problem, problem naszej pychy. Nie jesteśmy w stanie przeskoczyć tego, że nie jesteśmy tak doskonali, jak byśmy chcieli i nie pasujemy do idealistycznego obrazu stworzonego we własnej głowie.

    OdpowiedzUsuń
  4. a mnie męczą wciąż te same, obrzydliwe grzechy, które popełniam, owszem spowiadam się z nich, ale potem robię znów to samo. Boję się czy to nie bluźnierstwo.Tak, poprawiam się ale na krótko, potem znów wpadam w szambo.

    OdpowiedzUsuń