Kilka impresji na temat spowiedzi. Jeszcze nie wiem, w jakim kierunku się wszystko potoczy, ale należy spróbować...
wtorek, 20 grudnia 2011
Katol za kierownicą
Jak jedziesz ^%$#! Patrz @#$! co robisz %$&^! Gdzie ty wchodzisz *(&%^$!
Te i inne zdania jakże często padają z ust wielu kierowców, najczęściej katolików.
Gdy dodać do tego 120 km/h na liczniku przy wejściu w oznakowany, niebezpieczny zakręt, albo przejeżdżanie z mega prędkością przez przejście dla pieszych, albo nie zwalnianie w pobliżu oznakowanych przejść dla dzieci, wreszcie wsiadanie za kierownicę po "kropelkach", czy nawet po narkotykach, to mamy w zasadzie możliwość przekroczenia niemal wszystkich przykazań Dekalogu.
Pytanie, czy robiąc rachunek sumienia pamiętamy, że posiadamy prawo jazdy oraz, że jesteśmy pieszymi użytkownikami ruchu drogowego?
jak traktujemy w sumieniu te zajmujące coraz większą przestrzeń naszego życia czynności?
Może warto więc przywrócić, albo wprowadzić zwyczaj modlitwy przed jazdą i po dotarciu na miejsce podróży. Bo przecież właśnie rozpoczęta podróż, może być moją ostatnią i to wcale nie z mojej winy.
osobiście praktykuję następujące modlitwy:
Na początku (kiedy pierwszy raz wsiadam w danym dniu do samochodu): "Pod twoją obronę", i dwa akty strzeliste: "Św. Krzysztofie - módl się za nami", Św. Józefie - patronie dobrej śmierci - módl się za nami" (to drugie wezwanie zawsze robi wrażenie na moich pasażerach ;), a na koniec używania pojazdu w danym dniu: "Chwała Ojcu".
A jakie są wasze doświadczenia Drodzy Czytelnicy i Czytelniczki?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Rzeczywiście na drodze wstępuje w nas ludzi jakaś dodatkowa energia i fantazja w wymyślaniu różnych określeń na innych kierowców. Mnie jednak najbardziej rzuca się w oczy natychmiastowe "jak JEDZIESZ", "ślepy JESTEŚ" itp., w każdym razie błyskawiczne przechodzenie z kimś na TY :) Kilka razy zdarzyło mi się - kogoś w tej kwestii naprostować:)
OdpowiedzUsuńA co do modlitwy przed wyjazdem w trasę, to my z Żoną praktykujemy akty strzeliste do patronów miejsc, w które jedziemy. Na przykład gdy podróżujemy do teściów w rejon Szczepanowa, obowiązkowo wołamy do św. Stanisława, a on jak dotąd znajduje czas, aby się nami zaopiekować. Św. Krzysztof też się do nas przyznaje. Żeby nie było, że tylko mężczyźni, to Matka Boża i św. Zofia (patronka naszej córki) też pomagają ;) A więc podpisuję się oburącz pod słowami Księdza.
@mieszko
OdpowiedzUsuńgdy zaczelam czytac,ze modlicie sie z Zona przed wyjazdem do tesciow,pomyslalam,ze napiszesz -Sw.Juda Tadeusz
:)pozdrawiam,tesciow rowniez
jako kierowca rodzaju zenskiego,jestem z gory skazana na wszelkie kwieciste epitety w moja strone
"no tak,baba za kierownica" to jedno z tych milszych;) nie wierze,ze i Ksiedzu sie nie wyrwalo...
No pewnie, że się wyrwało i nie tylko to.
OdpowiedzUsuńTo ciekawe, że za kierownicą, często nie jesteśmy sobą... A może właśnie wtedy bardziej jesteśmy sobą niż w innych sytuacjach?
Bać się tego? Czy po prostu solidniej się kontrolować?
hmmm...dobre pytania Ksiadz zadal
OdpowiedzUsuńOsobiscie chcialabym wierzyc,ze raczej nie jestesmy wtedy soba,bo inaczej to by znaczylo,ze wszyscy jestesmy z natury agresywni,nietolerancyjni,zlosliwi itd
Natomiast za kierownica robimy sie chyba bardziej 'odwazni'...i to tej 'odwagi' byc moze nalezy sie bac.
Roznie to jest z tym kontrolowaniem sie:) Kazdemu chyba sie wydaje,ze jest swietnym kierowca,tylko inni popelniaja bledy,no i przede wszystkim nieszczesliwe wypadki nigdy nam sie nie przytrafia................
Fajny temat...;) Z własnego, 17-sto letniego już doświadczenia za kierownicą (odpukać szczęśliwego) mogę przyznać się, że na co dzień nie czynię żadnych znaków bliskich katolikowi. Jednak przed każdą dłuższą trasą odruchowo przeżegnam się, czasem w duszy zmówię 'Pod Twoją Obronę'. Myślę, że jakoś podświadomie uspokaja mnie to i czasem hamuje, w przenośni i dosłownie.
OdpowiedzUsuńOczywiście też, jak każdy tu komentujący spotykam się powszechnie z agresją, chamstwem i przede wszystkim brakiem podstawowej wyobraźni na drodze. Jestem w stanie wiele sobie wytłumaczyć i 'usprawiedliwić' zachowania drogowych wariatów, ale jednego nie jestem w stanie pojąć. Dlaczego? Jak? na co, po co.. po zakończonej niedzielnej mszy na podkościelnym parkingu w dużej podtarnowskiej parafii można obserwować niemal wszelkie patologiczne opisane wyżej zachowania kierowców?! Wszyscy wraz z rodzinami wskakują do swoich wypolerowanych samochodów i.... ogień! wyjazd! kto pierwszy ten lepszy! cwańszy! Nie daj Boże zachować jakąś kolejność wyjeżdzania z parkingu, nie daj Boże ustąpić komuś miejsca! Zderzak w zderzak, zacięte twarze i co chwilę unoszone w geście pretensji do drugiego kierowcy ręcę... Pretensje i krytykę wyraża kierowca, ale i kobieta z fotela obok.... Zdarza się ujrzeć uniesiony w górę palec itd... Totalna żenada. A wszystko w wykonaniu "żarliwych" katolików, którzy kilka minut wcześniej dzielnie okupowali pierwsze rzędy w kościelnych ławach...
Tego właśnie nie pojmuję, nie rozumiem. Znak pokoju, miłowanie bliźniego swego, a za chwilę agresja zza szyby swojego pojazdu.
I dla jasności, daleko, oj daleko mi do wzorowego katolika.
pozdrawiam!
HA! Raz byłem świadkiem jak Ksiądz się modlił do Św. Józefa i nie zapomnę miny jaką miałem ja i cała reszta także ;-)
OdpowiedzUsuńHmm, jakby sie dłużej zastanowić to powiem tak:
kiedy coś się dzieje - bardzo nagle- ktoś nam wyjedzie, podjedzie, wejdzie znienacka - to jest moment i właśnie w takich sytuacjach bardzo ciężko się opanować i właśnie pierwsze co mówimy to @#$%^&...
Co innego jeśli ktoś np. komentuje czyjąś jazdę to nad tym sie da zapanować.
A i jeszcze jedno, kiedyś z kolegą rozmawialiśmy, że np. w momencie jak wpadamy w poślizg czy tracimy kontrolę nad samochodem to rzadko zdarzy się wezwać Święte Imię czy jakiś akt strzelisty, natomiast śmiem twierdzić że w 90% w takiej sytuacji wypowiadane jest inne słowo, którego nie przytoczę.
Jeśli chodzi zaś o modlitwę w czasie jazdy to ja ją stosuję i zawsze staram się mówić sobie coś cały czas: Różaniec lub Koronkę - w zależności od odleglości jaką mam pokonać :-)