Koniec roku w większości mediów kojarzony jest z rozliczeniami mijającej cezury czasu. Podobnie w gospodarstwach domowych i firmach. Wszyscy spieszą się, aby złożyć niezbędne rozliczenia, pozamykać bilanse, rozliczyć faktury i niezapłacone rachunki.
Jednym słowem: PANIKA!
Kiedy już pozałatwiasz te wszystkie niecierpiące zwłoki sprawy jest wreszcie ta krótka, ulotna, filigranowa wręcz chwila, aby usiąść i zastanowić się nad sobą... "Co ja właściwie takiego zrobiłem/am, osiągnąłem/am w minionym roku? Po co to wszystko?"
Przyznam, że bardzo lubię to nocne wyczekiwanie Nowego Roku, z otwartym diariuszem, w którym co roku staram się zrobić niewielkie rozliczenie wykorzystanych i zmarnowanych szans. Mam nadzieję, że w Sylwestrowym szale również znajdujesz chwilę na podobną refleksję.
Ale nie o tym ma być dzisiejszy wpis. Zastrzegam, że jego temat nie jest dla początkujących penitentów. To refleksja dla tych. którzy od dawna się spowiadają, w miarę regularnie, ale... mają wewnętrzny niedosyt.
Problem, który chciałbym krótko omówić, jest następujący: "Proszę księdza, ja chyba robię coś źle. Po prostu nie umiem się spowiadać!"
Dalsza rozmowa najprawdopodobniej wykaże, że ze spowiedzią zadającego pytanie wszystko jest w porządku. Tzn. prawie w porządku. Spełnia wszystkie 5 warunków dobrej spowiedzi i to nawet bardzo rzetelnie. Rachunek sumienia, okazuje się być lepszy niż najlepszy znaleziony przeze mnie w jakiejkolwiek książeczce do modlitwy. Brak jednak czegoś.
Długo nad tym myślałem. Czego może brakować w spowiedzi, osobie, która dobrze się do niej przygotowała?
Myślę, że rąbek tajemnicy odsłoni się, gdy zadamy takiej osobie pytanie: "A do kogo Ty w tej spowiedzi przychodzisz?"
I nie wystarczy mi tutaj katechizmowa odpowiedź: "do Jezusa", "do Boga".
Chcę usłyszeć, że Ty czujesz więcej! Chcę mieć pewność, że przychodzisz do Ojca!
Zdaję sobie sprawę jakie to trudne. Bo najpierw trzeba zobaczyć ojca w tym księdzu za kratkami, a potem Ojca Jezusa, a potem Jezusa - który bierze Cię jak owieczkę na ramiona, a potem Ojca Ducha, który zstępuje i Ci towarzyszy, żebyś znowu się nie zgubił/a.
Może więc, na rozpoczęcie Nowego Roku Twoich Spowiedzi, przerzuć ciężar z buchalterii, z dokładności w wymiarowaniu swoich grzechów - chociaż to jest bardzo ważne i nie może zostać pominięte, na modlitwę o to, by w spowiedzi zobaczyć wreszcie czekającego na Ciebie Ojca.
Amen.
... Szczęść Boże...
OdpowiedzUsuńcodziennie zastanawiam się nad sobą...
w ostatnią noc starego roku przypominam sobie całe DOBRO,i tylko DOBRO, jakie spływało na mnie przez cały kończący się rok ...
wszystko to,co zawdzięczam Panu..
to noc WDZIĘCZNOŚCI... noc DZIĘKCZYNIENIA.... nawet za łzy..
...
wierzę (staram się wierzyć),że wszystko ma sens...nawet moje porażki....(nawet moje życie..)
..
ale tak właśnie często czuję : "nie umie się spowiadać"...
mam wrażenie,że moja spowiedz jest płytka i powierzchowna ..no bo jak mam za każdym razem opowiadać każdemu kapłanowi historię swojego życia..tak aby mnie zrozumiał..poznał...umiał pokierować..(??) .. nie da się ,. więc wyznaję grzechy i czuje,że to nie to...
często odchodzę z niedosytem...albo wręcz z poczuciem ,ze nie byłam szczera do końca...
naprawdę nie o taką spowiedz mi chodzi...
ale co mogę zrobić..??
...
Pyta Ksiądz do kogo przychodzę..i czy w konfesjonale widzę czekającego i kochającego Ojca..??
... gdyby tak było..gdybym w konfesjonale zobaczyla Twarz Boga Ojca, myślę ,że skończyłoby się na milczeniu.....
moich łzach.....
i Jego miłującym spojrzeniu....
...
z życzeniami błogosławionego Nowego Roku i samych Dobrych spowiedzi dedykuje księdzu wiersz.:
Ks.Jan Twardowski, do spowiednika
Nie spowiadaj tylko w kościele
ale także pod miejskim zegarem co chrząka jak prosie
w zatłoczonym pociągu w którym podróżują grzechy cienkie i grube
na cmentarzu gdzie zasłaniają prymulami w doniczkach śmieci
gdzie przez fotografie umarłych-podglądają życie pozagrobowe
na plaży
wszędzie
nie płacz że nie będą się do niczego przyznawać
to tylko pierwsze milczenie takie długie
2Tm4,22+++
dziwne to, i jakby niechrześcijańskie, o co w tym chodzi?
UsuńCo widzisz w tym wpisie "nie chrześcijańskiego?? Możesz rozwinąć myśl? A co takiego dziwnego ?
UsuńAle z Tatą trzeba rozmawiać, a nie tylko patrzyć. :)
OdpowiedzUsuń..... są chwile na rozmowę i są takie chwile ,kiedy wystarczy "popatrzeć"...
Usuńczasem jedno spojrzenie,mówi więcej niż tysiące słów... :)
Tata kocha,więc wie.... wszystko wie... :)
2Tm4,22+++
...noi jeszcze tak mi się nasunęło...
Usuńczy konfesjonał naprawdę jest miejscem na PRAWDZIWĄ,SZCZERĄ rozmowę z TATĄ..???
..czasem można się zrazić do "taty"...tego w konfesjonale..
2Tm4,22+++
Kilka lat temu spowiadał mnie pewien ksiądz, Filipin :), który zwracał się do mnie podczas spowiedzi „siostro”. Najpierw bardzo mnie to zaskoczyło, a później uświadomiłam sobie, że obydwoje jesteśmy dziećmi tego samego OJCA i ten ksiądz, jako mój „Brat” pomaga mi wrócić do NIEGO i prosić GO o przebaczenie. Właściwie zwykły zwrot, a tak bardzo wiele wniósł do relacji ksiądz (spowiednik) <-> penitent (marnotrawna córka) <-> BÓG (TATUŚ). Już nie byliśmy dla siebie obcymi ludźmi. Nie pamiętam jakiej nauki mi wtedy udzielił, ale do końca życia zapamiętam to słowo „siostro” :) Dziękuję Ci Bracie za to spotkanie i mam nadzieję, że przeczytasz ten post. A ja z radością jeszcze kiedyś uklęknę przy kratkach Twojego konfesjonału :)
OdpowiedzUsuńłatwo jest być "niedzielnym tatą"...
OdpowiedzUsuńtrudniej w codzienności..
złapać za rekę i jnigdy nie puszczać..
nigdy...!
szkodaze nie jest Ksiadz systematyczny i nie potrafi tak prowadzić..
2Tm4,22+++
Blog nie może zastąpić indywidualnego spotkania, spowiedze, kierownictwa duchowego.
UsuńJa tutaj nie uzurpuję sobie prawa do prowadzenia kogokolwiek.
Tak się najzwyczajniej nie da, gdyż formuła jest zbyt rozległa.
Szkoda ze sie nie da.......
Usuń2tm4,22+++
Czasem... tak sobie myślę.... może ks powinien wydać książkę??
OdpowiedzUsuńI kto by to czytał ;) ?
UsuńOj chyba znalazłoby się sporo osób...
UsuńKumple
UsuńWszędzie kolesiostwo.
Usuńkolesiostwo i buchalteria...
Usuńhehehehehe....przepraszam:) ale się ubawiłam tym "i kto by to czytał" "kumple" .... hehehehe.
OdpowiedzUsuńW tym, co istotne, osiągamy spokój, ponieważ to, co istotne, napełnia. Im bardziej zaś oddalamy się od tego, co ważne, tym bardziej stajemy się niespokojni, rozproszeni, rozkojarzeni. Gdy jesteśmy blisko tego, co istotne, mamy poczucie, że coś posuwa się do przodu, zbliża się do celu, w tym sensie, że rozwija się tam coś ważnego. Tak to rozumiem..
OdpowiedzUsuńPiękne i prawdziwe.
Usuń