sobota, 9 czerwca 2012

Łzy pokuty

W czytaniu brewiarzowym na Uroczystość św. Filipa Neri znajduje się piękny dialog św. Filipa z Fryderykiem Boromeuszem na temat chrześcijańskiej radości.
Ilekroć odczytuję ten dialog, uderza mnie wypowiedź Filipa, który twierdzi, że prawdziwa radość chrześcijańska znajduje swoje podstawy we łzach.
Wyjaśnia również, że chodzi o "łzy pokuty".


Poprzez odwołanie do tego przykładu chciałbym zatrzymać się na chwilę nad drugim grzechem przeciw Duchowi Świętemu, którym jest: rozpaczanie, albo wątpienie w łaskę Bożą.

Przed oczami mam złamanych chorobą, czy okolicznościami życiowymi, którzy mówią: "ja już nie wierzę".
Widzę również osoby skarżące się, iż spowiedź nie ma sensu, bo przecież i tak nic się po niej nie zmienia.

Widzę wreszcie ludzi, którzy po wielu latach powracają do konfesjonału, przyznając z przerażeniem: "nie mam wiary".
"A gdzie byłeś/aś przez ostatni czas, co robiłeś/aś" - pytam? I tu jak z kałasznikowa zaczynają się sypać grzechowe dokonanie, zaniedbania praktyk religijnych, odstąpienie od modlitwy i życia duchowego. Wreszcie kryzys wiary. Tylko jedno zdanie Św. Pawła przychodzi mi na myśl: "Wiara bierze się ze słuchania" - słuchania Słowa Bożego, Świętej Liturgii i Dogmatycznej Tradycji Kościoła.
Ale aby słuchać, trzeba być w pobliżu źródła dźwięku, inaczej usłyszymy dźwięk zbyt słaby, zniekształcony, lub całkowicie zakłócony. Wreszcie, stojąc bardzo daleko od źródła dźwięku, słyszę jedynie własne myśli, albo otaczający mnie szum, a może już zupełnie kogoś innego.

Pierwszy wspomniany przypadek można próbować usprawiedliwiać. Wszak nawet złamany chorobą Hiob, złorzeczył Bogu.
Ale w przypadku drugim i trzecim ewidentnie potrzeba większej determinacji, aby nie popaść w grzech zatwardziałości, rozpaczy i zwątpienia.
Jak często bowiem, z własnej winy przestajemy ufać łasce Bożej? Niby chcemy nawrócenia, przeżywamy sakrament pokuty, ale jak bardzo powierzchownie, bez porządnego przygotowania, bez szczerego żalu, wreszcie bez wyrównania krzywd (nawet minimalnego), no może poza odklepaną w pośpiechu pokutą.

Przytoczona na wstępie porada św. Filipa wydaje się być na prawdę dobrym remedium na zwątpienie.
Zapłacz nad grzechem, ale nie rozpaczaj z jego powodu!
Zapłacz, że obraziłeś największą Miłość, a nie rozpaczaj nad sobą, że się z tym źle czujesz.

Czekam na komentarze i pozdrawiam wytrwałych czytelników.

 

12 komentarzy:

  1. Hmmm...
    Nic się po spowiedzi nie zmienia, ale wtedy wydaje mi się, że trzeba zadać sobie pytanie co ja zrobiłam/em, żeby cokolwiek się zmieniło? Jezus Chrystus dał nam wszystko co najważniejsze swoją ogromną MIŁOŚĆ, PRZEBACZENIE, ŁASKĘ, UMOCNIENIE... a co ja dałam/em?

    OdpowiedzUsuń
  2. Często pojawiają się u mnie myśli, czy spowiedź ma sens, pytania o Bożą Miłość czy Obecność. Zmagam się z nałogowym grzechem i wiem, że sama nie dam rady. A czasem wydaje mi się, że On pomóc nie chce. A co do tego zdania ze św. Pawła, to z jednej strony rzeczywiście tak jest, ale potem człowiek szuka czegoś więcej, słowa przestają wystarczać. Co z tego, że słyszę piękne słowa o Bożej Miłości, skoro nie mam własnego DOŚWIADCZENIA tej Miłości...

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie myśli Szukająca pojawiają się chyba u każdego. Kiedy mówimy o grzechach nałogowych, którymi bardzo ciężko jest walczyć po pewnym czasie dochodzi zniechęcenie, ale przecież dla Boga nie ma rzeczy nie możliwych. I myślę, że chyba każdy czeka na doświadczenie tej ogromnej Miłości jaka płynie z serca Jezusa, a na to zapewne potrzeba czasu, aby to dostrzec.
    Podzielę się oczywiście jeśli mogę takim moim ostatnim przeżyciem :)
    Ostatnio miałam jakiś taki kryzys, nic mi nie wychodziło, wiele pytań, wątpliwości i tak sobie pomyślałam Panie Boże tak bardzo bym chciała żebyś mnie przytulił, żebyś stanął koło mnie i powiedział: nie lękaj się, bo ja jestem z tobą. Myśl ta bardzo często powracała...Bardzo chciałam tego Bożego przytulenia... W Boże Ciało w mojej parafii była adoracja uwielbienia i dziękczynienia połączona z modlitwą o uzdrowienie duszy i ciała postanowiłam pójść. Kapłan Z Najświętszym Sakramentem dotykał głowy każdego kto tylko podszedł i chciał Bożego dotyku. I tak na prawdę w jednej chwili spełniło się moje pragnienie. Bóg nie tylko mnie przytulił, ale dotknął i pobłogosławił, a w moim sercu zrodziły się słowa: Panie, proszę, Ty zatroszcz się o mnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzie można przystąpić to takiego indywidualnego błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem? Bardzo bym chciał, żeby Jezus mnie w ten sposób "dotknął" :)

      Usuń
    2. Często praktykuje się takie błogosławieństwo w czasie Nabożeństw z modlitwą wstawienniczą. Nie jestem pewien, ale najprawdopodobniej takie nabożeństwa odbywają się regularnie w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Tarnowie.

      Usuń
    3. A kielczanie mogą w każdy czwartek po adoracji/czuwaniu prowadzonym przez wspólnotę Zarażę Cię Bogiem w kościele św. Wojciecha w Kielcach oczywiście ;D

      Usuń
    4. Anonimowy pisze: "Kapłan Z Najświętszym Sakramentem dotykał głowy każdego kto tylko podszedł i chciał Bożego dotyku".- Nie wyobrażam sobie siebie w takiej "sytuacji" - chyba że w roli obserwatorki .....

      Mi wystarczy tzw adoracja piątkowa w ciszy u Filipinów na którą czasem wpadam ;) można spokojnie wyspowiadać się, pomyśleć i zmówić Zdrowaśkę :)

      Ps. Natomiast jako DODATEK baaardzo potrzebne byłoby dla mnie skorzystanie z tzw terapii "odstraszającej" pokusy tj wylania na mnie wiadra wody święconej :) - wszak "głupoty" przychodzą mi do głowy ;) Czy u X Filipinów byłaby możliwość skorzystania z takiego "prysznica" ? ? ? :) Może być w ogrodzie - nawet w nocy ;) wszak lato w końcu mamy :) ... X Filipini- cóż się nie robi dla owieczek ? ? ? :) Wszak jak mówi przypoiweśc :"Większa będzie radość w niebie z jednego grzesznika. który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia"

      Usuń
  4. Bardzo się boję, że ten obraz Boga, który noszę w swojej głowie i sercu, jest fałszywy. Że często nie potrafię zapłakać nad moimi grzechami, ale traktuję je jako coś "do skasowania". Boli też, że nie patrzę na grzechy jako przede wszystkim rana zadana Chrystusowi.

    OdpowiedzUsuń
  5. mnie częściej zdarza się zapłakać nie nad tym co to mi się niby z woli Boga pszydarza , a bardziej nad tym jak to ja jestem słaba i jak łątwo mnie złamać pod wieloma względami. niestety diabeł ma moc. ale od ostatniej spowiedzi ( jak po każdej) naprawde na nowo walczę sama ze sobą ....

    OdpowiedzUsuń
  6. a ja się boję, co właściwie potrafię odpowiedzieć na pytanie: gdzie w moim życiu jest Bóg.Tak, spowiadam się, wytrzymuje jakiś tydzień, po czym wracam do bardzo ciężkich grzechów. Tak dobrze by było naprawdę się opamiętać, nawrócić i żałować za swoje czyny.... Tak się jednak nnie dzieje, stąd we mnie tyle smutku, rozczarowania własną małością, nędzą...

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy ten blog kiedyś jeszcze "ożyje" ?

    OdpowiedzUsuń