sobota, 28 listopada 2009

Konfesjonał

Miejsce sprawowania Sakramentu pokuty, niewatpliwie nie jest obojętne.
Kościół prawnie zagwarantował każdemu penitentowi, który chce sie wyspowiadać, możliwość spowiedzi "przez kratkę". Tzn. nikomu tak sprawowanej spowiedzi nie można odmówić.
Miałem jednak okazję spowiadać w takich miejscach, (np. w Anglii), gdzie kratki nijak znaleźć nie można było. Ot, konfesjonał to poprostu pokój, w którym znajdują się dwa krzesła, czesto przy stoliku. Troche jak w kawiarni, tylko znacznie gorzej wyposażonej. Cóż, przyznam, że spowiadanie w takim miejscu do najłatwiejszych nie należy. A co Ty sądzisz na ten temat Drogi czytelniku?
Czy kształt konfesjonału ma wpływ na sposób przeżywania spowiedzi? Moze podzielisz się swoimi doświdczeniami różnych "wynalazków spowiedniczych"?
Zapraszam do syskusji przez dodawanie komentarzy, i przesyłanie swoich opinii.

wszystkich czytajacych pozdrawiam
x. mat

15 komentarzy:

  1. Może to kwestia przyzwyczajenia, mnie wystarczająco trudno jest się spowiadać "do kratki" a co dopiero twarzą w twarz :-) Ale może byłoby to jakieś inne, głębsze doświadczenie, nie wiem... gdyby można było mieć kogoś w rodzaju kierownika duchowego, jakąs pokrewną duszę, kogoś znajomego i życzliwego to napewno byłoby łatwo tak się spowiadać. A w naszej rzeczywistości to wygląda jak wygląda :-) Pozdrowienia dla autora bloga i niech trwa jak najdłużej i będzie miejscem duchowych inspiracji dla wszystkich. teresa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super strona – dobrze, że powstała, szkoda tylko, że tak mało komentarzy się pojawia :( Jeśli chodzi o spowiedź (chociaż chyba nie będzie to związane z dotychczas postawionymi pytaniami), to kojarzy mi się z „rachowaniem” – tzn. „a co ja jeszcze złego zrobiłam od ostatniej spowiedzi! … żeby tylko czegoś nie zapomnieć…, żeby wszystko powiedzieć co sobie przypomniałam” – ogólnie jest to związane ze stresem (!) czyli niekoniecznie miłe doświadczenie – aczkolwiek staram się regularnie spowiadać. Ale tak sobie kiedyś pomyślałam, że nigdy w konfesjonale ksiądz nie postawił mi pytania: „a co dobrego zrobiłaś od ostatniej spowiedzi?” Zawsze sobie przypominamy tylko to, co „złe”, a może warto byłoby odwrócić pytanie? Pozdrawiam wszystkich Czytających i liczę na śmielsze dodawanie komentarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sprowokuję pytaniem do powyższego komentarza.
    Czy w swoim rachunku sumienia znajdujesz czas i miejsce na znalezienie swoich "osiągnięć" od ostatniej spowiedzi?
    Może warto właśnie od krótkiej prezentacji swoich osiągnięć spowiedź zaczynać.
    Chyba kroi się konieczność dodania wątku o Rachunku sumienia.
    pozdrawiam x. mat

    OdpowiedzUsuń
  4. Najczęściej za wszystko co dzieje się w konfesjonale „obwiniamy” księdza, że powiedział to czy tamto …, że nie powiedział tego czy tamtego …, że nie zapytał …, że nie pogłaskał po głowie … ;), że …, że …, że …, a chyba za rzadko zadajemy sobie pytanie co ja zrobiłem/zrobiłam, żeby ta spowiedź była taka jakiej oczekuję. Ale zazwyczaj czas nagli, bo kolejka stoi, bo się spieszymy, bo …, bo …, bo … . Idealnym rozwiązaniem byłby stały spowiednik, z którym można by się umówić na konkretną godzinę. Ale jak już ktoś napisał w innym komentarzu nie tak łatwo jest się „odważyć” i poprosić księdza o kierownictwo duchowe, bo się wstydzimy, bo nie mamy odwagi i kółko się zamyka.
    A może warto by pomyśleć, żeby u Filipinów były stałe dyżury w konfesjonale nie tylko przed i w czasie Mszy św., ale też wtedy gdy nikogo nie ma w kościele i jest czas na spokojną rozmowę :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Konfesjonał czy twarzą w twarz... Tak w zupełnym skrócie: twarzą w twarz jeśli to stały spowiednik/duszpasterz/ksiądz który mnie zna. W innym wypadku wolę konfesjonał, chociaż spowiedź przy stoliku moim zdaniem ułatwia dialog. I przypomina, że Jezus jest moim Przyjacielem, który chce mi pomóc, a nie surowym sędzią-sadystą, który tylko czeka na moje potknięcie, aby mnie ukarać. Bo niekiedy po spowiedzi można odnieść i takie wrażenie...

    Jeden z moich spowiedników przy każdej spowiedzi pytał, o dobro, które wyszło ode mnie od czasu ostatniej spowiedzi. To rzeczywiście pomagało zachować pewną równowagę i zauważyć, że pomimo tego, że często upadam, od czasu do czasu zdarza mi się też zrobić coś dobrego ;)

    Co do powyższego pytania: w rachunku sumienia raczej nie wyliczam poszczególnych dobrych uczynków, ale staram się w miarę obiektywnie ocenić, czy we mnie coś się zmieniło na lepsze. Czy zmieniło się we mnie postrzeganie pewnych spraw, reakcje na pewne sytuacje, jak wygląda moja relacja z Bogiem i z innymi ludźmi.

    A propos rachunku sumienia: jedną z moich ulubionych "metod" jest otworzenie Pisma Św. na hymnie o miłości i wstawianie swojego imienia zamiast słowa "miłość". Potem już tylko trzeba stanąć przed sobą samym (i przed Szefem :)) w prawdzie i zastanowić się, czy byłam cierpliwa, łaskawa, czy nie zazdrościłam...
    kasia

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiadając :
    Pare lat temu, na rekolekcjach miałam okazję na spowiedź właśnie w taki sposób, w jaki to Ksiądz opisał ( pokój, dwa krzesła, bez kratek itp. ) Moje odczucia ... z początku nie byłam co do tego przekonana. Nie chodziło o to, że miałam na sumieniu coś bardzo ciężkiego ( miałam wtedy jakieś 13 lat ), ale bałam się że nie będę w stanie mówić szczerze. A okazało się całkiem na odwrót. Prawdopodobnie dlatego, że była to raczej rozmowia, a nie taka powszechna spowiedź. Dzięki temu, później było mi łatwiej. Polecam spróbować. :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Okazuje się, że oprócz idiotycznych wynalazków typu kierownica z prawej i jazda lewą stroną, Anglicy miewają bardzo ciekawe pomysły - np. na spowiedź! Konfesjonał zawsze mnie przerażał - od pierwszej spowiedzi, którą bardzo ciężko "odchorowałem". Być może dlatego do dzisiaj nie lubię się spowiadać i stronię od tego sprzętu. Kojarzy mi się z więzieniem (ta krata, jak w rozmównicy!), krzesłem elektrycznym i drewnianymi wynalzkami ludzkości służącymi do wydobywania zeznań (niekoniecznie dobrowolnych) lub do piętnowania nieszczęśników. Ponadto jako mężczyzna słusznego wzrostu najczęściej mam wrażenie, że konfesjonały zamawiane są dla krasnali. Klęczę przy tych kratkach pokurczony, niczym paralityk - zwłaszcza kiedy usiłuję usłyszeć słowa spowiednika zagłuszane dodatkowo bądź to przez organy, bądź przez piszczące dzieci, bądź kaszlącego "zastojącego". Krępują mnie także zbyt blisko stojące osoby trzecie.
    Specjalne pomieszczenie, gdzie mogę stanąć, usiąść czy uklęknąć - ale twarzą w twarz z Bogiem, czyli Jego pośrednikiem w osobie spowiednika - to moje marzenie! O ile łatwiej wtedy o dialog - chociaż o wiele trudniej o anonimowość. Jednak dla Boga nie jestem anonimowy, więc dlaczego mam chować twarz przed spowiednikiem? Inna sprawa, że moja maska może akurat nie przypaść do gustu spowiednikowi, wtedy kratka wydaje się być "bezpieczniejsza" :)
    Mówiąc poważnie, sądzę że pokój do spowiadania zamiast tradycyjnego konfesjonału w moim przypadku byłby wynalazkiem pozwalającym przeżyć mi Sakrament Pojednania w sposób należyty. A jeśli "przy okazji" znalazłbym spowiednika, którego moja maska nie odstrasza, to mógłbym zyskać życzliwego przewodnika na przyszłość zamiast jednorazowego spotkania z tajemniczym pośrednikiem "bez twarzy" zasiadającym po drugiej stronie kraty...

    OdpowiedzUsuń
  8. To prawda. Konfesjonały wymierzone są w sam raz na krasnali. Sam zawsze miałem z tym problem, dlatego obecnie głównie spowiadam się nie w konfesjonale. Choć chyba księdzu nie wypada się do tego przyznawać.
    Dodam tylko, że najczęściej penitenci oczekują anonimowości. Do nielicznych należą, np. komentujący ten blog, którzy poszukują czegoś więcej. (choć w głębi duszy mam nadzieję, że się mylę i jednak zdecydowana wiekszość oczekuje od spowiedzi czegoś)

    OdpowiedzUsuń
  9. Co do spowiedzi... ciężej się spowiada w cztery oczy - to fakt. Ja kiedyś miałam taką okazje... siedzieliśmy z księdzem na krzesłach obok siebie i na rozgrzeszenie musiałam klękać, ale nie wspominam tej spowiedzi zbyt dobrze... chociaż chciałabym się kiedyś wyspowiadać tak twarzą w twarz, ale czuje, że to jeszcze nie ten moment. Ostatnio postanowiłam spowiadać się gdy wiem, ze ksiądz podczas tej spowiedzi nie podchodzi do człowieka grupowo, czyli jak najszybciej, ale indywidualnie. Takie sytuacje mają miejsce np podczas kilkudniowych rekolekcji. Wiem, że to może nie najlepszy pomysł, ale lubię czasami poklęczeć dłużej i porozmawiać... tak też robiłam podczas ostatnich rekolekcji wyjazdowych. Fakt, że trochę bolą nogi i można dostać oczopląsu, skupiając swój wzrok na księdzu, ale to też jest poniekąd rozmowa twarzą w twarz, tylko przez kratki... Pamiętam swoją spowiedź z ubiegłych wakacji, kiedy było mi bardzo ciężko przezwyciężyć strach, ale udało się i jak się okazało ksiądz mnie nie skrzyczał, czego się bardzo bałam... Na ostatniej spowiedzi ksiądz zadał mi pytanie: "Co dobrego wydarzyło się u Ciebie od ostatniej spowiedzi?" Mnie zatkało... nie wiedziałam co powiedzieć.... Czytając powyższe wypowiedzi chyba znajdę sobie stałego spowiednika...:)
    pozdrawiam junior:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja również miałam stałego spowiednika - miałam bo zmienił parafię kilka lat temu. Ale kontakt mamy ciągle i jeśli potrzebuję to zawsze mogę liczyć na spowiedź. Jedynym miejscem był konfesjonał i słusznie. To prawda, podejście indywidualne i ta "lepsza pamięć" to coś co niesamowicie pomaga. Niekiedy nawet mój spowiednik sam pomagał mi mówić niektóre rzeczy, co też jest ważne kiedy widzi, że coś leży na sercu,a Ty boisz się to wyznać. Cudowna sprawa, polecam! Nie zawsze jest miło i przyjemnie, kubeł zimnej wody nie raz na głowę wylał, ale jestem Mu tylko za to wdzięczna. Docenia się takie rzeczy po czasie i stwierdza, że miał rację;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hmm.. odświeżam stare wpisy, ale.

    Dzieląc się moim doświadczeniem ze spowiedzi chce powiedzieć że też nie byłem przekonany do spowiedzi OKO w OKO, czy twarzą w twarz... ;]

    Pierwszy raz spotkałem się z tym na czuwaniu modlitewnym w mieście. Było to nocne czuwanie. Tam po raz pierwszy się odważyłem. Oczywiście, stres, strach... Ale było 'dobrze'. Potem kolejne miesiące i kolejne spowiedzi św. Było co raz lepiej. I bardzo cenię sobie ten rodzaj spowiedzi. Mam wtedy okazję do porozmawiania, zadania pytań (choć wcale ich nie zadaje (!), czemu... ?). Niektórzy spowiadali się po pół, po godzinie a nawet dłużej.

    Świetnie wspominam też spowiedź 'w plenerze'. Było to w sumie 'przypadkowo' ale nie bez przygotowania. Zielona łąka, słońce ja i kapłan...

    Gorąco polecam ten rodzaj spowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  12. Szczerze mówiąc dawno nie byłam u spowiedzi ..., ale kiedy jeszcze w miarę było dobrze to wydaje mi się że najlepsza spowiedź jest poza konfesjonałem chociaż by na starej ławce, czy boisku i to jeszcze spowiedź w formie rozmowy wydaje mi się że jest łatwiejsza i bardziej wyraża głębię która jest w człowieku a nie przy konfesjonale gdzie ludzie kurczowo trzymają się regułki której nauczyli się przed pierwszą swoją spowiedzią. Pewnie gdy kiedyś postanowię pójść do spowiedzi poproszę właśnie spowiednika o spowiedź poza konfesjonałem i w innym terminie niż pozostali bo świadomość tego że za mną stoi sznur oczekujących ludzi jest krępująca i znacznie utrudnia to spowiedź.
    p.s proszę ks. Mat. o jakąś notkę na temat właśnie spowiedzi po latach. Bardzo złe doświadczenia związane z spowiedzią spowodowały to, że na wiele lat odcięłam się od kościoła, jednakże bardzo chciałabym spróbować jeszcze raz tylko że problem polega na tym że nie mam odwagi i nie wiem jak się do tego zabrać.
    pozdrawiam A.

    OdpowiedzUsuń
  13. ja poszłam po wielu latach, ale to było w takim zamykanym konfesjonale, przez kratki. Trwała ta spowiedź oczywiście długo, jakieś chyba pół godziny. Właśnie to było dobre, że konfesjonał był zamknięty, poza tym ksiądz miał dyżur przez godzinę, kościół prawie pusty.... potrzebowałam tej ciszy i spokoju. Nie wyobrażam sobie takiej spowiedzi w tradycyjnym otwartym konfesjonale.Również nie podoba mi się forma twarzą w twarz, jeszcze nigdy tak się nie spowiadałam, raczej nie chce próbować.

    OdpowiedzUsuń
  14. och! ja tez po baaardzo niemilej spowiedzi 3 lata tem odcielam sie od kosciola,przez rok nie chodzilam na msze,ale jednak nie wytrzymalam,bo czulam pewnego rodzaju pustke..a teraz mam problem,poniewaz chce sie wyspowiadac ale boje sie,ze ksiadz mnie"przegoni" za ten dlugi okres...nigdy nie lubilam spowiedzi,co ja mowie?trzeslam sie przed kazda,przezywalam,itp.,a to wszystko za sprawa mojej drugije spowiedzi w zyciu(9 lat) ze starym ksiedzem,ktory posunal sie za daleko w swoich komentarzach(a sytuacja sie powtorzyla 22 lata pozniej w innej parafii). Ja rozumiem ze krytyka jest wskazana,ale chamskie zachowanie,spogladanie co chwile na zegarek i czytanie gazety w konfesjonale NA PEWNO NIE!a tak wlasnie bylo w moim przypadku w parafii Jana Chrzciciela w Tychach,niestety...zwatpilam wtedy w caly kler i odsunelam sie,ale teraz widze ze tamten pan(proboszcz) po prostu minal sie z powolaniem

    OdpowiedzUsuń
  15. Usłyszałam kiedyś dawno od pewnego młodziutkiego wtedy księdza słowa, które pamiętam do dziś "nie patrzy się na osoby tylko na Chrystusa". Przydały one mi się potem w życiu. Nie wszyscy lekarze, nauczyciele czy prawnicy sa idealni; tak samo nie wszyscy księża. Ale oni są tylko "narzędziami" w rękach Boga, fakt czasami bardzo niedoskonałymi narzędziami, ale...
    Ja też miałam "długą przerwę" w moim życiu z Bogiem, tylko dlatego, że przez moment zapomniałam, że "nie patrzy się na osoby tylko na Chrystusa". Powroty zawsze są trudne, ale tam czeka na nas Chrystus...
    Od niedawna korzystam z posługi jednego spowiednika. Zawsze w konfesjonale, ale moja spowiedź bardzo się zmieniła. Odkrywam właściwy jej sens, ale nie jest ona już przykrym obowiązkiem, tylko moim spotkaniem z Bogiem. Bałam się, że spowiedź u tego samego kapłana będzie mnie krępować, że nie będę potrafiła otworzyć się przed kimś, kto wprawdzie całkiem nieżle mnie zna, ale nic bardziej mylnego. To chyba Duch Święty tak działa, że nie ma barier, a jest ta atmosfera intymności w relacji z Bogiem i radości pojednania.
    Tego Wam też życzę - szczególnie w tym powrocie z długiej drogi. Skupcie się na Chrystusie, nie na kapłanie...
    Odwagi!!!

    OdpowiedzUsuń