sobota, 31 grudnia 2011

Koniec roku, a więc statystyki ;)

26179 - tyle razy wyświetlono bloga od jego zaistnienia. 2902 - tyle razy wyświetlono bloga w ostatnim miesiącu. "Jak długo można przyjmować Komunię świętą?" - ten post zanotował największą liczbę wyświetleń - 3285 następny był: "10/9 Cudza żona" - zaledwie 994 wyświetlenia Na bloga najczęściej trafiały osoby wyszukujące frazy: "o spowiedzi", "żal doskonały" Wśród odwiedzających byli mieszkańcy: Polski - 23752 USA - 921 UK - 422 DE - 168 Zaglądali tu również mieszkańcy: Rosji, Włoch, Holandii, Ukrainy, Kanady, Irlandii. Dane obejmują całą historię istnienia bloga. Niestety na skutek mojej ignorancji skasowałem sobie dostęp do danych szczegółowych za mijający rok i dysponuję jedynie tymi globalnymi. Wszystkim odwiedzającym serdecznie dziękuję i liczę na Wasze zainteresowanie także w nowym 2012 roku. Spowiedź to życie, a w nim nigdy nie zabraknie tematów ważnych i aktualnych. Dobrego i Błogosławionego Nowego Roku!

wtorek, 20 grudnia 2011

Katol za kierownicą

Jak jedziesz ^%$#! Patrz @#$! co robisz %$&^! Gdzie ty wchodzisz *(&%^$! Te i inne zdania jakże często padają z ust wielu kierowców, najczęściej katolików. Gdy dodać do tego 120 km/h na liczniku przy wejściu w oznakowany, niebezpieczny zakręt, albo przejeżdżanie z mega prędkością przez przejście dla pieszych, albo nie zwalnianie w pobliżu oznakowanych przejść dla dzieci, wreszcie wsiadanie za kierownicę po "kropelkach", czy nawet po narkotykach, to mamy w zasadzie możliwość przekroczenia niemal wszystkich przykazań Dekalogu. Pytanie, czy robiąc rachunek sumienia pamiętamy, że posiadamy prawo jazdy oraz, że jesteśmy pieszymi użytkownikami ruchu drogowego? jak traktujemy w sumieniu te zajmujące coraz większą przestrzeń naszego życia czynności? Może warto więc przywrócić, albo wprowadzić zwyczaj modlitwy przed jazdą i po dotarciu na miejsce podróży. Bo przecież właśnie rozpoczęta podróż, może być moją ostatnią i to wcale nie z mojej winy. osobiście praktykuję następujące modlitwy: Na początku (kiedy pierwszy raz wsiadam w danym dniu do samochodu): "Pod twoją obronę", i dwa akty strzeliste: "Św. Krzysztofie - módl się za nami", Św. Józefie - patronie dobrej śmierci - módl się za nami" (to drugie wezwanie zawsze robi wrażenie na moich pasażerach ;), a na koniec używania pojazdu w danym dniu: "Chwała Ojcu". A jakie są wasze doświadczenia Drodzy Czytelnicy i Czytelniczki?

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Św. Mikołaj kontra Dziadek Mróz

Wydawać by się mogło, że czasy Dziadka Mroza, to już zamierzchła przeszłość. Wymyślony przez sowietów sposób na odarcie dobroczynności i świątecznej życzliwości z wszelkich konotacji religijnych przeszedł na zasłużoną emeryturę. Ale to raczej złudna opinia. (wszak wiek emerytalny ma zostać wydłużony:) Ale nie o tym chciałem napisać. Symbol Dziadka Mroza, może już dla wielu nieczytelny, powraca. "Happy Feast", czy "Happy Xmas", a w naszej rodzimej rzeczywistości "Wesołych Świąt", brzmi jak echo minionej epoki, tym razem podsycane megapromocjami w przepastnych centrach handlowych. Przy tej okazji chciałbym zwrócić uwagę na coraz bardziej popularną metodę docierania do klientów za pomocą tzw. Multi Level Marketing (MLM), czyli formy sprzedaży bezpośredniej. Każdy, kto odrobinę liznął zasad marketingu wie, że bezpośrednie zachwalenie produktu przez producenta i bezpośredni kontakt autora produktu z nabywcą, jest najskuteczniejszą formą sprzedaży, która umacnia w znacznym stopniu zasadę "czterech P" McCarthy'ego. Wyjątkowo dobrze w naszych realiach mają się firmy takie jak: Amway, Oriflame, Avon, FM i wiele innych, które te właśnie metodę wielopoziomowego marketingu stosują. Pomysł jest prosty. Nabywca, staje się jednocześnie sprzedawcą. A przez to bardziej utożsamia się z produktem, oferowanym przez daną firmę. W zamian za dobre wyniki, otrzymuje nagrody, które może spożytkować... Ale najczęściej jedynie na produkty oferowane przez firmę, której jest... no właśnie...kim? Okazuje się, że taka "praca", bo z czasem rozprowadzanie tychże produktów staje się pracą, jest wyjątkowo angażująca. Osiągnięcie dobrych wyników, powoduje przejście na wyższy poziom, stajemy się odpowiedzialni za grupę, a potem wyżej i wyżej. Już nie tylko nabywamy dla siebie, ale też "szkolimy" innych, którzy nabywają, a potem szkolimy szkolących itd. Wszystko przy użyciu metod kreatywnego zarządzania czasem i sobą (NLP). Im bardziej jesteś zaangażowany, tym lepsze wyniki masz. Co oczywiście odbija się na twoim portfelu. No to czemu się ksiądz czepia? Dlatego, że spotkałem się z przypadkami, uzależnienia od tego rodzaju pracy. Tak wielkiego, że w pewnym momencie przestaje się liczyć rodzina, przyjaciele. Wszyscy naokoło stają się potencjalnymi klientami. I tylko ci, którzy wejdą w "system" zasługują na uwagę, a każdy, kto nie wierzy w ten genialny sposób na osiągniecie wielkich dochodów i świetne zorganizowania swojego życia - jest po prostu głupi. Niestety, bardzo często, funkcjonujące na ten wzór firmy przypominają sektę, która posiada jedyną odpowiedź na nurtujące problemy. Uzależnienie staje się tym mocniejsze, że jest nie tylko emocjonalne, ale tez finansowe. Oczywiście, moje słowa wielu czytelników i wiele czytelniczek tego bloga potraktuje "na wyrost", ale chciałbym nimi zmusić do refleksji. Czy moje zaangażowanie w pracę, nie przeszkadza we wzroście duchowym? Czy nie tracę przez nią czegoś o wiele bardziej cennego niż godne, czy dobre warunki życia? Tak wiem, czepiam się, łatwo mi mówić, bo jestem księdzem, mam gdzie mieszkać, co jeść, nie muszę utrzymać rodziny i stać mnie na małe przyjemności. Tylko czy czasami dbając o rodzinne finanse, nie przestajemy tak na prawdę być w rodzinie, troszczyć się o potrzeby emocjonalne, o więzi? To taki współczesny syndrom Dziadka Mroza. Żeby było na wszystko. Tylko czy jak już będzie na wszystko, to czy będzie dla kogo? Święty Mikołaj, biskup zasłynął dobrocią. Nie przez bezsensowne podarunki, które budzą radość jedynie na krótką chwilę, ale przez wnikliwe spojrzenie, które dostrzegało potrzeby duchowe. I w te mikołajkowe dni tego Wam moi Drodzy Czytelnicy i Drogie Czytelniczki życzę.

czwartek, 1 grudnia 2011

Czy spowiadać się z NLP?

DO napisania tego posta sprowokowała mnie pewna osoba, zarzucając poniekąd, że promuje ostatnio na swoim blogu NLP. Po solidnej analizie stwierdzam, iż poprzednie posty mogły sugerować, jakoby NLP było w pełni aprobowaną, a nawet zalecaną przez Kościół metodą, czy techniką osiągania sukcesów. Nic bardziej błędnego. NLP - nieobeznanych z tematem zachęcam do lektury odpowiednich publikacji w Internecie - to zbiór przeróżnych metod mających na celu motywować, czy podnosić skuteczność. Te o których wspominałem we wcześniejszym poście są jak najbardziej pozytywne, dobre i sprawdzone na przykładzie wielu świętych. Ale poza chrześcijańską wizją człowieka i świata, NLP niestety czerpie również z niejasnych źródeł medytacji wschodniej, np. medytacji transcendentalnej, jogi, a nawet odwołuje się do zachowań zakrawających na białą, czy czarną magię. I na to zgodzić się nie można! Stosowanie przez katolika takich metod, zaczerpniętych z innych religii, jest wykroczeniem przeciw I Przykazaniu Bożemu. Jest to tak zwana idolatria, bałwochwalstwo. Jeden z najpoważniejszych grzechów. Z pewnością odezwą się czytelnicy, twierdzący, że przecież joga jest wyłącznie techniką relaksacyjną, a medytacja np. zen próbowano "ochrzcić" np. w niektórych klasztorach benedyktyńskich w zachodniej Europie. Tym wszystkim proponuję lekturę genialnej książki Wilfrida Stinissena OCD "Ani joga ani zen". Pozostałych, a szczególnie przekonanych do NLP zachęcam do gorącej modlitwy o rozeznanie co się Bogu podoba, a co Go obraża. Czy spowiadać się z NLP? Jeżeli jesteś w tym, żyjesz tym, świata poza tym nie widzisz - proszę skonsultuj się zew spowiednikiem lub kierownikiem duchowym, bowiem niewłaściwe zastosowanie może skończyć się nieodwracalnymi zmianami duchowymi lub śmiercią: duchową ma się rozumieć :) Pozdrawiam czytelników! Zbliża się Mikołaj, dlatego następny post będzie o zakupowym szaleństwie, czyli MLM.